Jestem jednym z czworga dzieci wiecznie zapracowanych rodziców. Oni gonili za pasją, czymś, co od dzieciństwa było dla mnie zagadką. Przez cale życie szukam mojej tajemnicy, biegnę za czymś, co jest tuż tuż, ale wciąż ucieka, kiedy się zbliżam. Moi rodzice byli i są inspiracją i wzorem.
Miałam prawdziwe, cudne dzieciństwo. Byłam i jestem utulona tak, że mogę oddawać swoją dobrą energię innym. To dlatego, że było tak wiele dłoni do kochania i przytulania. Co więcej, było też wiele ust do opowiadania bajek. Wiele głów, podważających nie zawsze potrzebną rzeczywistość. Mój świat był magiczny, przepełniony różnorodnymi kolorami i zapachami.
Zostałam wychowana w poczuciu wolności. Mogłam spełniać nawet najmniejsze i najskrytsze marzenia. Czego ja nie robiłam? Byłam harcerką, sklejałam modele samolotów, śpiewałam anielsko w chórze gospel. Bawiłam się rzeczywistością na tylko mi znane sposoby.
Myśl zamieniała się w czyn, czyn był spełnieniem marzeń. Tworzyłam dziecięce arcydzieła.
Moje miłości są i zawsze były namiętne. Najważniejszy był kolor oczu, głos i dłonie. Wielu przepięknych mężczyzn dookoła. Wiele pragnień i ogromnie dużo emocji.
Studia to była twórcza zabawa. Kształtem, formą, dźwiękiem i obrazem. Akademia Sztuk Pięknych dała mi wszystkie narzędzia, które pozwoliły mi wykorzystać energię i pomysły, które już miałam.
Prace miałam od zawsze ciekawe. Ba, właściwie na granicy przyjemnego niebezpieczeństwa. Studio tatuażu, kasyno tureckie, wiele założonych knajp i w zwieńczenie: upragniona możliwość karmienia ludzi, tym co chce i czego oni pragną.
Dobrze znana mi forma plastyczna nagle przekształciła się w smak, zapach i kolor jedzenia. Poszukiwałam, próbowałam, eksperymentowałam w swojej pierwszej prawdziwej firmie: Sztuce Prostoty.
W domu mam za to możliwość obserwowania zupełnie odrębnego bytu, tylko lekko podobnego emocjonalnie, z nutą tego co moje. M., córka, która pachnie tak samo jak ja, zmieniła mój świat. Była dopełnieniem wszystkiego, czego pragnęłam.
Pełne, intensywne życie.